Żądajmy prawyborów od Tuska
Prawybory pozwolą pogodzić sprzeczność między arytmetyką D’Hondta a arytmetyką sumy elektoratów. To szansa na demokratyczny wybór. Żądajmy prawyborów.
O prawyborach mówi się ostatnio coraz częściej. Jedni jako o nierealnym pomyśle, inni jako o niezawodnej metodzie na wygranie wyborów.
Strona Prawybory.info ma przede wszystkim dać informacje, odpowiedzieć na podstawowe pytania i wyjaśnić nieporozumienia. Komentujcie, pytajcie, dyskutujcie.
Jedna lista po stronie demokratycznej opozycji daje dużą szansę na wygranie wyborów z PiSem. Jednak utworzenie w tym celu koalicji złożonej ze wszystkich partii opozycyjnych, od PSLu i Polski 2050 do Razem, budzi oczywiste obawy o utratę tożsamości i odejście znaczącej części ich elektoratu. Liderzy partyjni albo zdecydowanie odżegnują się od koalicji programowej, albo kombinują, jak ją utworzyć. Siłą rzeczy wtedy “tną skrzydła” lub podporządkowują partnerów liderowi porozumienia.
Ta sprzeczność między postulatem jedności a koniecznością dogadania się z konkurentem i możliwym efektem utraty wyborców może być rozwiązana. Stworzenie jednej listy nie musi i raczej nie powinno oznaczać koalicji programowej. W parlamencie zasiadają posłowie o różnych przekonaniach, dyskutują i wypracowują wspólnie rozwiązania. Ich poglądy nie muszą być przeszkodą w porozumieniu się w konkretnej sprawie, przy tworzeniu konkretnej ustawy. Tak samo wspólna lista nie musi oznaczać jedności poglądów i wartości. To tylko sposób na wygranie wyborów.
Jeśli liderzy partii tworzących koalicję demokratów dzielą między siebie biorące miejsca na wspólnej liście, wyborcom pozostaje poprzeć ich przeciw PiS. Nie ma tu miejsca na kampanię, debatę programową, spór i wybór. A wspólna lista powinna powstać w konkurencji i sporze. Powinni na niej znaleźć się obok siebie ludzie o przeciwstawnych poglądach w wielu spornych sprawach.
Pozostaje jednak problem, jak przekonać wyborców, że wejście na wspólną listę nie jest zdradą wartości, jakie ma partia na swoich sztandarach. Jak dodać elektoraty? Jak je powiększyć o niezdecydowanych czy wcześniej niegłosujących?
Rozwiązaniem, które ma zdecydowanie więcej zalet niż wad, są prawybory.
Prawybory to pierwsza, nieformalna tura wyborów. To głosowanie na kandydatów na listy w wyborach właściwych. To metoda na więcej demokracji, na realizację ważnych jej wartości. Prawybory po prostu zapewniają wybór. Pomagają wskazać kandydatów przez wyborców, a nie “swoich ludzi” przez liderów partyjnych.
Tak utworzona wspólna lista jest sama w sobie obietnicą ładu, w którym żadna ze stron politycznej wojny nie będzie się musiała obawiać skutków wyborów, marginalizacji, pozbawienia praw, wykluczenia. Pluralizm listy da szansę uczciwego i skutecznego rozwiązania politycznych sporów, choć nie będzie gwarantował realizacji partyjnych programów.
Prawybory nie obiecują demokracji po zwycięstwie. One tę obietnicę spełniają.
Prawybory praktykuje się z powodzeniem w Europie – we Francji, w Grecji, we Włoszech. Ostatnio prawybory odbyły się na Węgrzech. Doświadczenia w tych krajach dają nadzieję na powodzenie również prawyborów w Polsce. Wszędzie ich efektem jest zwiększenie frekwencji i większe zaangażowanie społeczeństwa w proces wyborczy. Kandydaci wyłonieni w prawyborach mają dużo większe szanse w wyborach właściwych niż ci wyłonieni w gabinetach partyjnych. W tych krajach się udało. W Polsce też musi się udać.
Prawybory wymagają jednak wielkiego wysiłku społecznej samoorganizacji. Mobilizacja aktywności obywatelskiej jest zatem jednym z ważnych zadań w drodze do zwycięstwa.
Więcej dowiesz się wchodząc na zakładki:
Prawybory pozwolą pogodzić sprzeczność między arytmetyką D’Hondta a arytmetyką sumy elektoratów. To szansa na demokratyczny wybór. Żądajmy prawyborów.
Podzielona opozycja, mimo uzyskania w wyborach parlamentarnych 2019 roku przewagi o ponad 900 tysięcy głosów, przegrała. A my z nimi. Autorzy bardzo ostro wypowiadają się o tym, co to spowodowało.
Jedna lista budzi opór liderów partyjnych i wyborców. Jednak muszą oni mieć świadomość, że chcąc odsunąć PiS od władzy muszą zawrzeć koalicję rządową. Dlaczego nie zawrzeć jej na etapie wyborów?